"Pragniemy, żeby miłość trwała, a wiemy, że nie trwa, choćby cudem miała trwać
przez całe nasze życie, i tak urwie się w jakiejś
chwili.
Żadna istota, nawet najbardziej kochana, nigdy do nas nie należy.
Żadna istota, nawet najbardziej kochana, nigdy do nas nie należy.
Na
okrutnej ziemi, gdzie kochankowie umierają czasem rozdzieleni, a rodzą się
zawsze z dala od siebie, absolutna komunia na cały czas życia
jest niemożliwym
żądaniem."
Albert Camus "Człowiek zbuntowany"
Gdy czytam ten cytat mam ciarki na plecach. Jak to, że nie trwa? Że w ogóle, czy że za grobową deską to już nic nie ma? Ostatni czas skłaniał mnie do wielu przemyśleń, z wyszczególnieniem moich roszczeń do świata i ludzi. Poza tym był to tydzień z Kotem. To było moje właściwe Święto. Religijny i
mistyczny wymiar Wielkanocy gdzieś mi umknął w tym roku, albo też niechcący
został przysłonięty przez radość z bycia we dwoje. Przemierzyliśmy 700 km, ode
mnie do Kota i między naszymi rodzinami. Zupełnie spokojnie i bezstresowo, bez
względu na sytuację na drogach, korki, chaos pakowania, usilnego przewidywania
pogody i nasze życie na kocią łapę. Z Kotem wszędzie jest dobrze i cudownie świątecznie. Jest czas na rozmowy z bliskimi, oglądanie
filmów i czytanie gazet, na głaskanie się po najedzonych brzuchach i
przeszkadzanie mamie w kuchni, na nauczenie siostrzeńca nowych słów, a
następnie fascynację w jak błyskawicznym tempie rozwijają się dwulatki!
Rozmyślanie nad
moim szczęściem towarzyszy mi od kilku dni...Skąd człowiek wie, że jest
szczęśliwy? Bo przecież zawsze ma jakieś kolejne marzenia, dalsze cele i
pragnienia, których narazie nie werbalizuje, ale one są tam i czekają, aby
wyjść na jaw. Zawsze może być bardziej i więcej. Człowiek może jakimś sposobem wie.
Ja nie wiem. Nie wiem czy to już, czy to za chwilę...ale jedyne co wiem, to gdy
przestaję myśleć o wartościowaniu kolejnych dni i po prostu się im poddaję, czuję
się tak lekko, beztrosko i zupełnie na swoim miejscu. Nie chodzi o
niedostrzeganie trudnych sytuacji czy ignorowanie problemów, ale nabranie
zdrowego dystansu, poczucia bezpieczeństwa i siły na poradzenie sobie z nimi. Kiedy
wwąchuję się w Kocią koszulę i zaczynam myśleć „Boże! Jak cudownie, jak
pięknie!”, z prędkością francuskiego TGV
pojawiają się kolejne komiksowe chmurki nad moją głową, że za dwa dni już tak
nie będzie, że znowu kilka nocy w pustym łóżku i samotny kubek kawy rano..a te
wszystkie złowieszcze myśli – choćby nadzwyczaj wątłe – potrafią podciąć
największe skrzydła. Ciągle uczę się nie błagać „chwilo trwaj!”, tylko samej
trwać w chwili, pieszcząc ciepły brzuch.. co to, to szczęście? To Kot!
http://1funny.com/happy-kitten-nap/ |
Na zachętę z ilustracjami Roya Lichtensteina:
Weszłam z ciekawości by zobaczyć co tam masz... Zachęcił mnie cytat do dalszego czytania. Na koniec miałam dreszcz. Pisz tak dalej, a ja będę chłonęła Twoje przemyślenia :-)))
OdpowiedzUsuń