A czasem to się tak niecierpliwię jakbym jechała na
pierwszą randkę..tak mnie mrowi i tak łechce i tak się doczekać nie mogę. Pół
sekundy zatrzymania przy wysiadaniu z pociągu i zaraz można się wcisnąć nosem w
cudownie pachnącą męską szyję, w tą małą jamkę za uchem, która delikatnie
pulsuje i miękka jest niesłychanie.
W całym tym naszym istnieniu we wszechświatach
równoległych, ale odległych można się doszukać takich wysmakowanych momentów.
Taki był mój wybór:
cieszyć się myślą o następnym spotkaniu, czy narzekać na dłużące się w
nieskończoności dni tygodnia, dzielące mnie od niego. W piątki, siedząc w
pociągu i odliczając ostatnie kilkadziesiąt minut do nurkowania w bezpiecznych
ramionach łatwo być optymistką. W
tygodniu zdarza mi się celebrować swoje nieszczęśliwie samotne wieczory i prawą
część łóżka ziejącą pustką. Są sposoby na zabicie oczekiwania i na uczynienie
go jeszcze bardziej przygnębiającym.
Minął pierwszy rok naszej tułaczki do siebie. Nigdy się nie
licytowaliśmy, kto do kogo tym razem, komu się chce, a komu nie. Lenistwo - tak
bliskie nam obojgu, nie zostało nigdy dopuszczone do głosu. Są weekendy
zaplanowane z dużym wyprzedzeniem, z wcześniej zarezerwowanymi biletami albo
pokojami hotelowymi, w moim przypadku zdarza się, że plany obejmują także przyszykowane
wcześniej ubrania. Są też takie, kiedy
jedyna pewność to ta, że gdy któreś z nas będzie wysiadać z pociągu, zobaczy na
peronie ukochaną twarz. Staram się nie pisać/myśleć w liczbie mnogiej, nie myśleć/pisać za kogoś, ale po raz
pierwszy jestem tak pewna i siebie i jego i wszystkiego co się między nami
przez lata formowało. Co pomnażało się, rosło i gęstniało, a teraz dojrzewa,
karmi nas i daje siłę, żeby wstać i przeżyć dobry dzień – z dala od siebie lub
tak jak dziś, nareszcie razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz