Moje Kocię dba o to, żebym się nie nudziła nigdy bez niego
i pielęgnowała naszą wspólną wielką pasję jaką jest kino. W folderze na
pulpicie zostawia mi różne niespodzianki do oglądania, albo też podsyła na
bieżąco youtube’owe linki, gdy są to obrazy mniejszego kalibru.
Właśnie obejrzałam „Please Give”, film z 2010 roku, z
cudowną, głównie kobiecą obsadą, który nie wiadomo dlaczego przeszedł bokiem,
zupełnie bez echa (w naszym pięknym kraju). Nie wiedziałam o nim nic a nic,
więc startował z całkowicie czystym kontem, bez uprzedzeń i nadziei. Może z
wyjątkiem nadziei na dobrze spożytkowany wieczór.
Już piosenka z
czołówki nastawiła mnie in plus i to pozytywne odczucie zostało ze mną do
końca. Aż żal, że tak prawdziwych postaci jest jak na lekarstwo na filmowych
ekranach, postaci - które potrafią rozbawić (niesłychanie zręczne dialogi!),
rozczulić, a przy tym wkurzyć i za nic nie dają się lubić. Na wskroś pozbawiona
dramatyzmu prostota opowieści, niemal niechcący pokazuje trójwymiarowych
bohaterów, samolubnych, marudnych, trochę
jakby znudzonych, a przy tym zgorzkniałych i wrażliwych - tak samo ludzkich jak
my i ludzie, którym przyglądamy się w windzie, czy w sklepie. Którzy irytują
nas i wkurzają i których nam żal, jak tej garbatej staruszki z warzywniaka, do
której uśmiechamy się najpierw ze smutku, potem, żeby sprawić jej dzień choć
trochę milszym, a później czujemy, że to było dobre.
Dobre to było.
Utwór z
czołówki: the Roches – No shoes
Trailer Please Give
I plakat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz