Szukam w sobie zrozumienia dla
zazdrości. Mojej.
Nie umiem z nią
walczyć i choć staram się ze wszystkich sił, nie potrafię jej jasno
zdefiniować. Przypadkowo oglądnęłam odcinek serialu z cyklu reality o
rywalizacji tańczących dziewczynek, i gdy choreografka wymyśliła im temat
prezentacji „siedem grzechów głównych”, musiała przy tym wytłumaczyć dokładnie
co to jest (rzecz miała miejsce w USA)...Wyjaśniając nieletniej show girl czym
jest zazdrość, powiedziała: „to jak wtedy, gdy chcesz mieć to, co inni i
jednocześnie nie chcesz, żeby oni to mieli”. O matko! Im bardziej o tym myślę tym bardziej się nie
zgadzam...
Ostatnie dni spędziłam w gronie szczęśliwie zakochanych, zaręczonych,
zamężnych, żonatych i/lub mieszkających razem, i każdy dzień napinał się do
granic wytrzymałości z tej zazdrości, a wieczorem pękał i wyzwalał płacz z byle
powodu, albo w tych stanach napięcia zbroił mnie w niewidzialny pancerz, przez
który siedziałam osowiała i na każde „co się dzieje?” odpowiadałam szczerze
zdziwiona „co? Nic, to znaczy co? Nie no nic...”. A to nie było nic.
I wcale moja zazdrość nie
objawia się tym, że chciałabym komuś coś odebrać..w ostatnich dniach
sprowadzała się do tego, że chciałabym mieć tyle odwagi, tyle siły i tyle
wsparcia, żeby świadomie wprowadzić zmiany w nasze Kocie życie. Patrzę na moich
przyjaciół, którzy podejmują różne decyzje, czasem wydawałoby się zbyt szybkie,
zbyt pochopne; czasem takie, które czekały na podjęcie już kilka ładnych
lat..jakoś tak się składa, że ostatni czas bywa przełomowy w moim
pokoleniu..widać rocznik osiemdziesiąt i kilka nagle dochodzi do jakiś
wniosków. Ja i Kot nie. Jak nam się udaje
funkcjonować, będąc oddzielonym przez te dziesiątki kilometrów? – sama nie
wiem. Akurat pomagaliśmy w przeprowadzce przyjaciół. Między słowami
planowaliśmy swoje mieszkanie. Tutaj ciemnoszara ściana z cegieł i ciemna
kanapa, jasny parkiet, plakaty filmowe na ścianach – oczywiście czarno-białe,
mała szafka na wina...wszystko jest wspólne, oprócz realnej przestrzeni
życiowej.
Czy to frustracja, czy zazdrość? Czasem
chciałabym umieć nazwać te moje łzawe żale i opowiedzieć wszytko Kotu..żeby
wiedział, że ten płacz to nie z powodu poniedziałkowej rozłąki, poweekendowej
chandry, ciężkiego filmu...tylko dlatego, że uświadamiam sobie, że można mieć
się na codzień, można poświęcić coś -żeby wygrać kogoś i można po prostu nie
wartościować pracy - kiedy w grę wchodzi ciepło, miękkość i ta cudowna obecność
ukochanej cząstki wszechświata.
Tak ja to widzę. Ale piję
właśnie piwo z kieliszka do białego wina, bo akurat był pierwszy w szafce..więc
może bredzę?..hmm..?
Przygrywa soundtrack z The
Wire... Toma Waitsa – Way Down In The Hole w kilku znanych odsłonach.
Wklejam jedną, polecam odkopać
wszystkie, także polskie – Kazika i Matyldy Damięckiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz