Wtorek to taki dzień, kiedy
budzę się sama i od razu sięgam po telefon, żeby obudzić Kota. Odpowiedź na moje żwawe „Wstajemy!” bywa
bardzo różna: od równie dziarskiego zapewnienia, że Kot już na nogach, po ciche
na wpół przytomne mruczenie i szelest pościeli po drugiej stronie
słuchawki. Później następuje dzień,
który zwykle dzięki osobom spotykanym w czasie pracy, przynosi ze sobą wiele
radości, niekontrolowanego śmiechu i satysfakcji z załatwionych spraw, które
można skeślić z listy pt. „Załatwić”. Wieczorem, kiedy zaczynamy z Kotem do
siebie wydzwaniać, ja zaczynam złościć się i tęsknić, dąsać się i rozmyślać (w
zachowanej kolejności). Najpierw się złoszczę, bo chciałabym podzielić się
tymi wszystkimi radostkami nazbieranymi w ciągu dnia, a połowy nie mogę sobie
przypomnieć, część też nie wydaje już się taka wcale warta opowiedzenia,
szczególnie że wtedy właśnie zaczynam tęsknić najbardziej, bo czasem krążę żywo
gestykulując i wiem, że u Kota to, co opowiadam nie wydaje się takie
śmieszne..eh! I dąsam się na siebie, bo po cóż znowu zdawać relacje z każdej
minuty, czy aby nie za dużo tej wylewności...wszystkie polonistki goniły mnie
za nadmiar dygresji i wybitne wycieczki słowne, oddalające mnie od rozważanego
tematu. Ale co ja poradzę..tak już mam i zaczynam po raz tysięczny rozmyślać nad tą dzielącą nas odległością..wtedy wtrącam
sławetne ‘Nie zgadzam się, Panie Kocie. Na mnie tutaj, a Ciebie tam. Nie
zgadzam się po tysiąckroć’.
Teraz włączamy Marię P. – „Miły
Mój”
Wczoraj był znowu wtorek. Miły
Mój wyjechał jak zwykle, a ja w trakcie dnia postanowiłam – jak niezwykle – nie
kończyć dnia rozczulając się nad sobą. Przeznaczyłam wieczór na zajęcia ogólnorozwojowe
i relaksujące... poleżałam z książką , wybrałam się z przyjaciółmi na jogę ,
przyszedł też czas na porządki w komputerze, maseczkę do twarzy (łagodzi i
nawilża) oraz malowanie paznokci. W ferworze aktywności zabrałam się za mycie
naczyń i sprzątanie w kuchni (chronologia cały czas zachowana), które to przeciągnęło
się do późnych godzin nocnych. Dzień zakończyłam więc spapranymi pazurami i
podrażnioną twarzą (choć maseczka łagodzi i nawilża zalecono zmyć po 30
minutach. Nie da się ukryć 30 to nie 90). Brawo! Brawo, moja panno, za
organizację.
Zasypiałam mimo wszystko z
uśmiechem.
„Miły Mój
Ty zawsze przy mnie stój
We śnie na jawie
Spotkajmy się na kawie”
Szczególnie, że przedtem
zdążyłam przedstawić Kotu kompletny rozwój wydarzeń, oczywiście – w zachowanej
kolejności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz