wtorek, 23 kwietnia 2013

Good night and good luck

Rys.
      Do znudzenia powtarzam, że jestem sową. Że wieczorem dopiero znajduję energię do działania, lepiej mi się myśli, w nocy lepiej pracuje, nad ranem odkrywam resztki mojego geniuszu, a gdy padam już na twarz i trzy godziny później odklejam ją od poduszki z niezapisanych pomysłów nie pozostaje nic, no i dzień rzuca też inne światło na nocną twórczość.

Dziś ekspres już trzeci raz pracuje nad uzupełnieniem dziennej dawki kofeiny, przy biurku na jednym ekranie Perfekcyjna Pani Domu (tak, oglądam, choć częściej słucham, bo nic tak nie cieszy jak bałagan pod cudzym łóżkiem, a i bywa, że mnie nakłoni do odgruzowania szafy), na drugim ekranie praca, praca, i foobar, a w głowie mocne postanowienie wypełnienia obowiązku. Minęła 22.00, więc zgodnie z przewidywaniami budzę się do życia, ale oprócz zdrowego rozsądku do głosu dochodzi także cała chorda idiotyzmów.


Tak więc okna już umyłam, nakłoniona przez zaawansowane stadium prokrastynacji i Perfekcyjną Panią (zrobiłam to wodą z octem). Mięśnie ramion bolą, dobry to znak - znaczy się - są. 
Przypomniałam sobie też apel sąsiadki i przestrogę, że po korytarzu szwendają się podejrzane ilości moli, więc zaczytałam się w domowych sposobach "anty-mol". Padło na olejek sosnowy umieszczony w szafkach. A to jeszcze coś wypiorę może..coś z tego stosu "wymiętoś ręcznie". 
Albo najpierw zmyję paznokcie. To jak już zmyłam to pomaluję, na jutro będą jak znalazł. 
I Kotu coś wyślę, jakieś zdjęcie kociego noska, niech wie, że o nim myślę, choć wiem, że on myśli o Barcy i którymś niemieckim klubie, który z nią gra. Kto by pomyślał, ten Kot ma na wszystko czas, nawet na to, za czym nie przepada.

Fot.
Teraz jak już się namachałam, siedzę z tą kawą, zagryzam przesiąknięte sosną żelki, których smrodku nawet nie czuć tak bardzo, jeśli szybko wsadzić nos w pachnący kubek. Co prawda nie wiele to zmienia w pokoju śmierdzącym octem. Aaa i śmierdziel na twarzy, olejek z wiesiołka, śmierdzi mokrym psem, ale rano buzia taka ładna, że zabieram go ze sobą nawet do łóżka. Do tego otwarte okno, zimno, kawa stygnie i to pisanie też tak trochę wbrew pierwotnym motywacjom. Ochoczo uzupełniam przy tym listę spraw na jutro. No i z niecierpliwością czekam już tylko jutrzejszych zakwasów i odkrytych w brzasku dnia mazów i smug na szybach.
Także dobranoc, niech się zaczyna!
I piosenkę dam, bo fajna.