czwartek, 24 maja 2012

in order

     Wtorek to taki dzień, kiedy budzę się sama i od razu sięgam po telefon, żeby obudzić Kota.  Odpowiedź na moje żwawe „Wstajemy!” bywa bardzo różna: od równie dziarskiego zapewnienia, że Kot już na nogach, po ciche na wpół przytomne mruczenie i szelest pościeli po drugiej stronie słuchawki.  Później następuje dzień, który zwykle dzięki osobom spotykanym w czasie pracy, przynosi ze sobą wiele radości, niekontrolowanego śmiechu i satysfakcji z załatwionych spraw, które można skeślić z listy pt. „Załatwić”. Wieczorem, kiedy zaczynamy z Kotem do siebie wydzwaniać, ja zaczynam złościć się i tęsknić, dąsać się i rozmyślać (w zachowanej kolejności)­. Najpierw się złoszczę, bo chciałabym podzielić się tymi wszystkimi radostkami nazbieranymi w ciągu dnia, a połowy nie mogę sobie przypomnieć, część też nie wydaje już się taka wcale warta opowiedzenia, szczególnie że wtedy właśnie zaczynam tęsknić najbardziej, bo czasem krążę żywo gestykulując i wiem, że u Kota to, co opowiadam nie wydaje się takie śmieszne..eh! I dąsam się na siebie, bo po cóż znowu zdawać relacje z każdej minuty, czy aby nie za dużo tej wylewności...wszystkie polonistki goniły mnie za nadmiar dygresji i wybitne wycieczki słowne, oddalające mnie od rozważanego tematu. Ale co ja poradzę..tak już mam i zaczynam po raz tysięczny rozmyślać  nad tą dzielącą nas odległością..wtedy wtrącam sławetne ‘Nie zgadzam się, Panie Kocie. Na mnie tutaj, a Ciebie tam. Nie zgadzam się po tysiąckroć’.
      
Teraz włączamy Marię P. – „Miły Mój”


       Wczoraj był znowu wtorek. Miły Mój wyjechał jak zwykle, a ja w trakcie dnia postanowiłam – jak niezwykle – nie kończyć dnia rozczulając się nad sobą. Przeznaczyłam wieczór na zajęcia ogólnorozwojowe i relaksujące... poleżałam z książką , wybrałam się z przyjaciółmi na jogę , przyszedł też czas na porządki w komputerze, maseczkę do twarzy (łagodzi i nawilża) oraz malowanie paznokci. W ferworze aktywności zabrałam się za mycie naczyń i sprzątanie w kuchni (chronologia cały czas zachowana), które to przeciągnęło się do późnych godzin nocnych. Dzień zakończyłam więc spapranymi pazurami i podrażnioną twarzą (choć maseczka łagodzi i nawilża zalecono zmyć po 30 minutach. Nie da się ukryć 30 to nie 90). Brawo! Brawo, moja panno, za organizację.
      Zasypiałam mimo wszystko z uśmiechem. 

„Miły Mój
Ty zawsze przy mnie stój
We śnie na jawie
Spotkajmy się na kawie”

      Szczególnie, że przedtem zdążyłam przedstawić Kotu kompletny rozwój wydarzeń, oczywiście – w zachowanej kolejności.

wtorek, 15 maja 2012

Mów do mnie jeszcze...

„...Mów do mnie jeszcze... Za taką rozmową
tęskniłem lata... Każde twoje słowo
słodkie w mem sercu wywołuje dreszcze -
mów do mnie jeszcze... 

Mów do mnie jeszcze... Ludzie nas nie słyszą,
słowa twe dziwnie poją i kołyszą,
jak kwiatem, każdem słowem twem się pieszczę -
mów do mnie jeszcze...” 
Kazimierz Przerwa-Tetmajer


    Już prawie noc, kwiatki nie podlane, choć zauważyłam ich suchość zaraz po przyjściu z pracy. Naczynia w kuchni poukładały się w stos i czekają na umycie, albo na schowanie do szafki, daje się przy tym zauważyć wyraźna segregacja rasowa: brudne po lewej, czyste po prawej. Oknom obiecałam, że je umyję na wiosnę. To było w ostatni piątek. Maile pootwierane proszą się o odpowiedź. Książka i gazety pootwierane proszą się o zamknięcie, zwietrzeją i stracą na świeżości.
    A ja może zadzwonię jeszcze raz do Ciebie..co? Kocie mój, zaśpiewaj mi tak jak wtedy....


Paul McCartney - My Valentine


poniedziałek, 7 maja 2012

and i envy you..


    Szukam w sobie zrozumienia dla zazdrości. Mojej.
  Nie umiem z nią walczyć i choć staram się ze wszystkich sił, nie potrafię jej jasno zdefiniować. Przypadkowo oglądnęłam odcinek serialu z cyklu reality o rywalizacji tańczących dziewczynek, i gdy choreografka wymyśliła im temat prezentacji „siedem grzechów głównych”, musiała przy tym wytłumaczyć dokładnie co to jest (rzecz miała miejsce w USA)...Wyjaśniając nieletniej show girl czym jest zazdrość, powiedziała: „to jak wtedy, gdy chcesz mieć to, co inni i jednocześnie nie chcesz, żeby oni to mieli”. O matko!  Im bardziej o tym myślę tym bardziej się nie zgadzam...
    Ostatnie dni spędziłam w gronie szczęśliwie zakochanych, zaręczonych, zamężnych, żonatych i/lub mieszkających razem, i każdy dzień napinał się do granic wytrzymałości z tej zazdrości, a wieczorem pękał i wyzwalał płacz z byle powodu, albo w tych stanach napięcia zbroił mnie w niewidzialny pancerz, przez który siedziałam osowiała i na każde „co się dzieje?” odpowiadałam szczerze zdziwiona „co? Nic, to znaczy co? Nie no nic...”. A to nie było nic.
    I wcale moja zazdrość nie objawia się tym, że chciałabym komuś coś odebrać..w ostatnich dniach sprowadzała się do tego, że chciałabym mieć tyle odwagi, tyle siły i tyle wsparcia, żeby świadomie wprowadzić zmiany w nasze Kocie życie. Patrzę na moich przyjaciół, którzy podejmują różne decyzje, czasem wydawałoby się zbyt szybkie, zbyt pochopne; czasem takie, które czekały na podjęcie już kilka ładnych lat..jakoś tak się składa, że ostatni czas bywa przełomowy w moim pokoleniu..widać rocznik osiemdziesiąt i kilka nagle dochodzi do jakiś wniosków. Ja i Kot  nie. Jak nam się udaje funkcjonować, będąc oddzielonym przez te dziesiątki kilometrów? – sama nie wiem. Akurat pomagaliśmy w przeprowadzce przyjaciół. Między słowami planowaliśmy swoje mieszkanie. Tutaj ciemnoszara ściana z cegieł i ciemna kanapa, jasny parkiet, plakaty filmowe na ścianach – oczywiście czarno-białe, mała szafka na wina...wszystko jest wspólne, oprócz realnej przestrzeni życiowej.
   Czy to frustracja, czy zazdrość? Czasem chciałabym umieć nazwać te moje łzawe żale i opowiedzieć wszytko Kotu..żeby wiedział, że ten płacz to nie z powodu poniedziałkowej rozłąki, poweekendowej chandry, ciężkiego filmu...tylko dlatego, że uświadamiam sobie, że można mieć się na codzień, można poświęcić coś -żeby wygrać kogoś i można po prostu nie wartościować pracy - kiedy w grę wchodzi ciepło, miękkość i ta cudowna obecność ukochanej cząstki wszechświata.
Tak ja to widzę. Ale piję właśnie piwo z kieliszka do białego wina, bo akurat był pierwszy w szafce..więc może bredzę?..hmm..?

    Przygrywa soundtrack z The Wire... Toma Waitsa – Way Down In The Hole w kilku znanych odsłonach.
Wklejam jedną, polecam odkopać wszystkie, także polskie – Kazika i Matyldy Damięckiej.