czwartek, 12 kwietnia 2012

Co to to szczęście?


"Pragniemy, żeby miłość trwała, a wiemy, że nie trwa, choćby cudem miała trwać 
przez całe nasze życie, i tak urwie się w jakiejś chwili. 
Żadna istota, nawet najbardziej kochana, nigdy do nas nie należy.
Na okrutnej ziemi, gdzie kochankowie umierają czasem rozdzieleni, a rodzą się 
zawsze z dala od siebie, absolutna komunia na cały czas życia 
jest niemożliwym żądaniem."
Albert Camus "Człowiek zbuntowany"

    Gdy czytam ten cytat mam ciarki na plecach. Jak to, że nie trwa? Że w ogóle, czy że za grobową deską to już nic nie ma? Ostatni czas skłaniał mnie do wielu przemyśleń, z wyszczególnieniem moich roszczeń do świata i ludzi. Poza tym był to tydzień z Kotem. To było moje właściwe Święto. Religijny i mistyczny wymiar Wielkanocy gdzieś mi umknął w tym roku, albo też niechcący został przysłonięty przez radość z bycia we dwoje. Przemierzyliśmy 700 km, ode mnie do Kota i między naszymi rodzinami. Zupełnie spokojnie i bezstresowo, bez względu na sytuację na drogach, korki, chaos pakowania, usilnego przewidywania pogody i nasze życie na kocią łapę. Z Kotem wszędzie jest dobrze i cudownie świątecznie. Jest czas na rozmowy z bliskimi, oglądanie filmów i czytanie gazet, na głaskanie się po najedzonych brzuchach i przeszkadzanie mamie w kuchni, na nauczenie siostrzeńca nowych słów, a następnie fascynację w jak błyskawicznym tempie rozwijają się dwulatki!
   Rozmyślanie nad moim szczęściem towarzyszy mi od kilku dni...Skąd człowiek wie, że jest szczęśliwy? Bo przecież zawsze ma jakieś kolejne marzenia, dalsze cele i pragnienia, których narazie nie werbalizuje, ale one są tam i czekają, aby wyjść na jaw. Zawsze może być bardziej i więcej. Człowiek może jakimś sposobem wie. Ja nie wiem. Nie wiem czy to już, czy to za chwilę...ale jedyne co wiem, to gdy przestaję myśleć o wartościowaniu kolejnych dni i po prostu się im poddaję, czuję się tak lekko, beztrosko i zupełnie na swoim miejscu. Nie chodzi o niedostrzeganie trudnych sytuacji czy ignorowanie problemów, ale nabranie zdrowego dystansu, poczucia bezpieczeństwa i siły na poradzenie sobie z nimi. Kiedy wwąchuję się w Kocią koszulę i zaczynam myśleć „Boże! Jak cudownie, jak pięknie!”, z prędkością francuskiego TGV pojawiają się kolejne komiksowe chmurki nad moją głową, że za dwa dni już tak nie będzie, że znowu kilka nocy w pustym łóżku i samotny kubek kawy rano..a te wszystkie złowieszcze myśli – choćby nadzwyczaj wątłe – potrafią podciąć największe skrzydła. Ciągle uczę się nie błagać „chwilo trwaj!”, tylko samej trwać w chwili, pieszcząc ciepły brzuch.. co to, to szczęście? To Kot!

http://1funny.com/happy-kitten-nap/
 
     Co do komiksowych chmurek i leżenia z Kotem - pierwszym skojarzeniem muzycznym jest soundtrack z filmu "Drive". Film w fantastycznym klimacie, ciśnie mi się na usta słowo "retro"...czy trafne? Raczej tak, takich filmów już się nie robi, a szkoda. Momentami wzruszał, przerażał i sprawiał, że zaciskałam palce, patrząc na brutalne sceny (oczu nie zamykam, bo szkoda tracić film..). Bohaterowie są czytelni i wyraźni, co nie znaczy, że chadzają z posępnymi twarzami, albo chowają się po kątach. Ryan Gosling i Carey Mulligan oszczędni w środkach wyrazu są jak najbardziej trójwymiarowi, ale nie przerysowani, chciałoby się rzec "normalni", ale właściwie nie wiem czy to nie krzywdzący epitet. Melodramat z akcją, albo film akcji z wątkiem romantycznym, zakazana miłość stylistycznie obsadzona w latach 80tych. Film jest niesamowicie równy, fantastycznie skadrowany, a muzyka od razu przykuła moją (i Kota) uwagę. Została natychmiastowo wciągnięta na listę spraw do załatwienia i już od kilku miesięcy pobrzmiewa w naszych samochodach oraz sypialniach.
Na zachętę z ilustracjami Roya Lichtensteina:








1 komentarz:

  1. Weszłam z ciekawości by zobaczyć co tam masz... Zachęcił mnie cytat do dalszego czytania. Na koniec miałam dreszcz. Pisz tak dalej, a ja będę chłonęła Twoje przemyślenia :-)))

    OdpowiedzUsuń