wtorek, 12 czerwca 2012

Here’s looking at you, kid

    Legendarne love story, wyciskacz łez, melodramat. Któż słysząc Casablanca nie myśli o filmowej miłości? Ja zawsze myślałam, a to zdjęcie było jej symbolem. 


    O ironio, bo nigdy filmu nie widziałam. Balon oczekiwań napuchł przez lata, a z nim szczere obawy, że film nie sprosta, nie będę umiała go docenić, albo, co gorsze, zrozumieć. Wiadomo, to co kiedyś było jasnym, czytelnym gestem, dziś jest teatralne i przerysowane. W związku z niesprzyjającymi okolicznościami długo nie mogłam doczekać się odpowiedniego nastroju na taki – na ten film. W końcu się zjawił, wraz z odpowiednim towarzystwem.
     Sobota, szarawa i deszczowa, idealny dopisek do czarno-białego filmu. Kanapa, kawa, Kot.
    Ach, nawet fabuła była dla mnie zaskoczeniem! Dziwne jak przez tyle lat udało mi się nie dowiedzieć, o czym opowiada Casablanca. Jak dziwnie i jak cudownie! Cóż to jest za film! A ta piosenka?



Śni mi się teraz po nocach, nucę ją pod prysznicem i niestrudzenie poszukuję wersji w lepszej jakości.

    Na dokładkę, ponieważ jesteśmy maniakami, dołożyliśmy Play it again, Sam.

   

Namiętnie oglądamy filmy, przynajmniej kilka w tygodniu, a Woody Allen – zwłaszcza ten z przed kilku dekad, cieszy nas niesłychanie!
Cudowne allenowskie:
“I'm so excited, I think I'll brush all my teeth today!”

“ – My lawyer will call your lawyer.
– I don’t have a lawyer. Have him call my doctor.”
I oczywiście:
 
“  – If that plane leaves the ground, and you're not on it with him, you'll regret it - maybe not today, maybe not tomorrow, but soon, and for the rest of your life.
– That's beautiful!
– It's from Casablanca; I waited my whole life to say it.”


   Film dodatkowo ociera się o jeden z moich ulubionych tematów – obsesję oglądactwa i podglądactwa, w tym przypadku filmów. Czy zawsze nadmierne śledzenie cudzego życia, choćby wymyślonego przez scenarzystów, skutkuje biernym zachowaniem w swoim życiu? Czy stajemy się pasywnymi uczestnikami  mającymi zdanie na każdy temat - oczywiście tylko w teorii, bo w praktyce nie umiemy podjąć żadnej decyzji, a tym bardziej zarządzać własnym czasem? Pewnie by mnie to co najmniej zaniepokoiło, biorąc pod uwagę nasze wspólne kocie zwyczaje i te hektogodziny spędzone przed ekranem, razem czy osobno. Ale dla nas, ruchome obrazki od zawsze były źródłem inspiracji. Do działania, do poszerzania spojrzenia na świat, do podróży i do niekończących się rozmów. Do ciagłęgo chcenia i poszukiwania, do poznawiania siebie i chęci poznania drugiego człowieka. Zresztą, gdyby nie filmy, nie byłoby Nas. Bez dwóch zdań. I chociaż times goes by, niech tak zostanie.

3 komentarze:

  1. Też nie oglądałam Casablanci

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz, że uwielbiam Twoje posty... <3

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam Casablance. Zresztą kino kiedyś było inne. Nie wiem czy lepsze ale ja mam chyba słabość do takich klimatów :)

    OdpowiedzUsuń