poniedziałek, 26 marca 2012

Jeśli Ty nie istniałbyś...


    Za oknem szaroniebieskie wieczorne niebo rozświetlone miejscowo przez odbijającą się w szybie lampę. Postanowiłam zaszyć się dziś w pokoju i porobić coś. Tak gorączkowo zaczęłam myśleć co tu począć, za co się zabrać, malowanie paznokci i napisanie wszystkich zaległych maili czy odkurzanie najpierw, może wieczór piękności: peelingi, maseczka i masowanie ciała olejkami, albo może upiec bananowe muffiny:  będzie błogo pachnieć a śniadanie na jutro gotowe...Z tego wszystkiego położyłam się z książką i po kilkunastu stronach przekręciłam się na bok i zasnęłam. Nie z winy książki, zapewniam, a chyba tylko mojego zmęczenia, które ostatnie radosne poranne godziny z moim Kocurem jakoś zamaskowały.  Cały czas się uczę, żeby te cudowne weekendy pomagały zmagazynować energię na cały tydzień, a nie powodowały nadmiernej tęsknoty narastającej od poniedziałku do piątku lawinowo...
    Czytam „www.małpa.pl” Krystyny Jandy, opublikowany zbiór wybranych zapisków z dziennika jej strony internetowej, czyli właściwie czytam bloga p. Jandy, tyle, że na papierze.
Obiecałam sobie, dla równowagi szperania w internecie i oglądania filmów czytać przynajmniej jedną książkę miesięcznie. Wiem, że cyfra ta (1!) żałośnie mała, biorąc pod uwagę ile to ostatnimi czasy podróżowałam pociągami...nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...zazwyczaj pakuję do torebki kobiece czasopisma i tygodniki, które wymieniam z Kotem (Przekrój, Newsweek, Polityka), żeby nie dublować prasy walającej się po wszystkich kątach jamy nr 1 i jamy nr 2. Czasem przywozimy też coś od rodziców (Wiedza i życie, Wprost, Uważam Rze), a że każdy stara się kupować swoje, to po wymianie następuje czas wielkich prasówek i aktualizacji informacji.
    Wracając do mojej bieżącej lektury – p. Jandę podziwiam, niezwykle szanuję i darzę ogromną sympatią. Nie posunę się do tego, aby nazywać ją piosenkarką, ale mam jej trzy płyty „Guma do żucia”,”Krystyna Janda w Trójce” oraz „Dancing” i wracam do nich/do którejś z nich/przynajmniej do jednej z nich niemal codziennie. Widziałam ją „w akcji” na żywo i absolutnie uległam czarowi jej ekspresji. Spektakl „Biała bluzka” z piosenkami A. Osieckiej. Napiszę o tym innym razem, bo zupełnie zboczyłam z kursu moich myśli!
Wzruszył mnie do łez fragment jej dziennika, kiedy p. Krystyna pisze o wyjeździe męża:
Jak to jest, że jak ON jest dzieci i ja spimy spokojnie, zasypiamy i budzimy się mniej więcej o czasie, a jak GO nie ma, dzieci już od świtu siedzą przy komputerze albo budzą się za późno (...), a ja oglądam nocami filmy albo łażę po domu, czytam, a śpię chwilami, po dwie trzy godziny w dziwnych porach nocy? Co to jest, że jak ON wyjeżdża...Wyjechał. Zaczyna się znów czas bez NIEGO.

     Z wyjątkiem dzieci, reszta się zgadza. U mnie też chaos. Tym razem ja wyjechałam i kręcę się, nie mogąc znaleźć sobie miejsca..już czuję, że z odkurzania znowu nici, odwołałam też wyjście na basen – z lenistwa. Chciałam napisać o filmach oglądniętych w weekend i o tym, że zamiast babeczek zrobiłam jednak sałatkę z tuńczyka, bo wystarczyło wszystko pokroić, wymieszać razem i dodać dużo świeżo mielonego pieprzu i wcale nie trzeba było później wracać do kuchni, żeby ją wyciągnąć z piekarnika, a muffiny, coś przeczuwałam, mogłyby się przypalić..nie mam ochoty na spacery po mieszkaniu. Zawinęłabym się w koc i...przeraża mnie to, co piszę. Zgnuśnieję, jak tak dalej będę myśleć, do reszty....Idę do kuchni, zrobię te muffiny.
Będzie przyjemnie pachnieć.



Jeśli ty nie istniałbyś
Dla kogo smutki szłyby w cień?
Czy dla tych, których twarz, uśmiech, szept
Zapominam z dnia na dzień?

Jeśli byś nie istniał ty
Lub gdybyś krążył Bóg wie gdzie
Gnałabym śladem twym niby liść
By wytańczyć słowa te:
Ach, dojrzyj, ogrzej mnie...*




*Et si tu n'existais pas
  cudowna melodia i ciarki na skórze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz